niedziela, 22 czerwca 2014

Z pamiętnika 200 % - owej kobiety.

Autorka:Ewa Tyralik




Wczoraj jechałam z moimi córkami Julcią i Alą. Mój mąż ma konferencję w Gdańsku, a że potem prosto jedzie do Niemiec i dalej, to przyjechałyśmy się z nim zobaczyć. Jechałyśmy pociągiem, Jula, Ala, ja, sporej wielkości nosidło treckingowe na plecy (bo wózek nie da rady jechać po piasku), wózek (bo jednak po ulicach też będziemy jeździć), plecak z laptopem i kilkoma drobiazgami, torba pieluchowa, było tego trochę. Dzięki pomocy miłego pana kuriera udało nam się w miarę sprawnie wejść do pociągu, przedział też szybko znalazłyśmy. Posadziłam Alę z Julą, załadowałam nosidło, plecak i wózek na górę, a całej akcji przyglądał się z zainteresowaniem młody, około dwudziestoletni chłopak. Zaprawiona w bojach nawet nie poprosiłam go o pomoc, bo w całym tym cyrku nauczyłam się dość szybko załatwiać bieżące kwestie i pozbywać problemów. Gdzieś w Toruniu pan uśmiechnął się do mnie ciepło i zapytał, czy mogę mu pomóc zdjąć walizkę z góry, gdy już będzie jego stacja. Hmm, pomyślałam, w sumie jesteśmy sami w tym przedziale, jak równouprawnienie, to równouprawnienie. Może ma chory kręgosłup (nie było widać, jak wychodził z przedziału) albo co innego (też w końcu nie widać). W Gdańsku GŁ. pan powiedział, ze już, bo to może długo trwać, a on wysiada w Oliwie. Na cóż, skoro waliza taka ciężka, przesunęłam dziewczynki na bok, żeby, Boże broń, nie zleciało im coś na głowę, jeśli nie damy rady utrzymać, spojrzałam na przerażonego pana, zdjęłam buty, wskoczyłam na siedzenie, podważyłam walizkę ręką, żeby poruszyć ją trochę na tej półce,  walizka dość lekko przesunęła się w przód. Ja pcham, pan ciągnie, powiedziałam (a co, jak równouprawnienie, to równouprawnienie!) i w 20 sekund walizka znalazła się na dole. Pan odetchnął, zapytał mnie, czy już może powinien wychodzić, bo pewnie krótko stoi na tej stacji (zaczęłam się zastanawiać, czy to dobrze, czy nie dobrze, że wyglądam, jakbym codziennie jeździła pociągiem nad morze), po czym powiedział: "No naprawdę nie wiem, jak pani to zrobiła. Dwóch konduktorów pomagało mi to włożyć na górę i ledwo daliśmy radę. Ciężkie cholerstwo". 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz